Jądro ciemnoty *

ŻADNYCH ZDJĘĆ!

* W poszukiwaniu odpowiedzi na dręczące mnie czasem pytania, dlaczego jest jak jest, w jaki sposób powstaje przekonanie o wyższości jednej rasy nad drugą, czy jednego narodu nad innym i skąd bierze się ta wszechogarniająca głupota, pozwoliłam sobie zatytułować ten tekst parafrazując tytuł jednej z bardzo znanych książek. Mam nadzieję, że Joseph Conrad nie będzie miał mi tego za złe.

Autochton, tubylec, tuziemiec, aborygen, native, rdzenny mieszkaniec, to wyrazy bliskoznaczne. Określamy nimi ludzi od wieków zamieszkujących określone obszary geograficzne, na których, jak nazwa wskazuje, byli… pierwsi. Jakież zdziwienie budzi, kiedy strona synonim.net podaje takie wyjaśnienie terminu „tubylec”:

„dzikus, człowiek niecywilizowany”!

http://synonim.net/synonim/tubylec

Takie usytuowanie tubylca w świadomości twórców strony budzi niemałe zaskoczenie, ale to przecież tylko internet, nic naukowego, nie ma się czym przejmować. Czy naprawdę? A jeśli ktoś to przeczyta? Ktoś, kto przedtem nie miał pojęcia, kim jest tubylec? I na dodatek uwierzy? To dopiero może być kłopot.

I kłopot jest. Bo właśnie z takim odbiorem słowa tubylec nieustannie się spotykam. Autochton, tubylec, native… funkcjonują w świadomości części ludzi jako określenia pejoratywne. Wiemy doskonale, że to rdzenni mieszkańcy, ale to przecież ktoś inny niż my i niestety gorszy.

Samozwańczo i buńczucznie zajmujemy podium z numerem 1. Po prawej i po lewej jakieś miejsce drugie i trzecie, a potem… Nikogo.

Kto zawinił, czyli panowie stworzenia

Winowajców było wielu. Popychało ich do głoszenia teorii pragnienie zdobycia sławy, naukowych laurów lub usprawiedliwienia kolonialno-imperialnych działań. Herbert Spencer, ewolucjonista, w dziele Social Statics (1850) pisze, że imperializm przysłużył się cywilizacji usunięciem (exterminate) z powierzchni ziemi ras niższych. Z kolei w 1859 roku Karol Darwin wpadł na pomysł, że „rasy mniej rozumne zostaną wytępione” na skutek pewnego zawiłego procesu, w którym podczas rozwoju gatunków formy przejściowe między żyjącymi obecnie a „wymarłymi”, są zbyt szybko wypierane przez nowe i lepiej przystosowane (dlatego nie ma po nich śladów w badanych warstwach geologicznych). W walce o byt „udoskonaleni następcy” jakiegokolwiek gatunku będą więc dążyć do niszczenia poprzedników. W dziele O pochodzeniu człowieka (1871) Darwin napisał, iż między małpami i cywilizowanym człowiekiem istnieją takie „formy przejściowe” jak goryle i dzikusy i według niego obydwie są na wymarciu. Wywnioskował, iż z całą pewnością cywilizowane rasy człowieka wytępią i zastąpią na całym świecie rasy dzikie.

Mistrz Darwina, angielski geolog Charles Lyell, w Principles of Geology napisał:

Każdy rozprzestrzeniający się na dużym obszarze gatunek osłabia lub wręcz likwiduje inne gatunki. Jest też zmuszony toczyć nieustanną walkę z intruzami ze świata fauny i flory, podejmującymi próby jego usunięcia. Skoro nawet każdy z tych najmniejszych i najmniej znaczących gatunków w przyrodzie unicestwił tysiące innych – dlaczegóż my, panowie stworzenia, nie mielibyśmy tego czynić?

Pierwszy rasista

Anglosaskim pionierem rasizmu, na wiele lat zanim posądzany o stworzenie tej teorii Adolf H. przyszedł na świat, stał się pod koniec XIX wieku Robert Knox, szkocki lekarz, anatom i zoolog, głoszący pogląd, że Anglosasi są z natury rasą wyższą. „Naukowa” teoria Knoxa opierała się na stwierdzeniu, że wiemy jedynie, iż od zarania dziejów rasy ciemne były niewolnikami jasnych.  „Jestem skłonny wierzyć, że rasy ciemne na ogół muszą być fizycznie, a co za tym idzie i psychicznie słabsze” – pisał w dziele The Race of Man, gdzie można znaleźć również inne „naukowe” oceny typu: „mózg ras ciemnych jest, jak sądzę, generalnie ciemniejszy, a białe jego partie mają więcej tkanki włóknistej”, lub sąd wydany na podstawie jedynej obdukcji ciemnoskórego, jaką przeprowadził, znajdując „o jedną trzecią mniej nerwów w rękach i nogach niż u człowieka białego tego samego wzrostu i tuszy”; wniosek: „dusza, odruchy i rozum muszą, co rozumie się samo przez się, różnić się w takim samym stopniu.”

No cóż, „naukowe” teorie i dzisiaj mają swoją wagę, trudno się z nimi spierać, choćby dlatego właśnie, że są „naukowe”. Knox działał w czasach, kiedy uważano powszechnie, że wszystkie rasy są niższe od białej, a wsród białej prym wiedzie anglosaska. Zresztą trudno mu było zakwalifikować dokładnie, które z ras są „ciemne” lub „ciemniejsze”: „Czy Żydzi to rasa ciemna? A Cyganie? A Chińczycy? W jakimś stopniu ciemni są z pewnością; do tej kategorii należą także i Mongołowie, amerykańscy Indianie i Eskimosi, mieszkańcy prawie całej Afryki, Wschodu i Australii. Jakież to pole do działań eksterminacyjnych dla Anglosasów i reszty ras europejskich!”

Inny pogląd, choć równie katastroficzny dla ras niższych, głosił Winwood Reade, brytyjski historyk, badacz i filozof. W dziele Savage Africa (1864) pisał:

Afryka podzielona zostanie między Anglię i Francję. Pod europejskimi rządami Afrykanie osuszą bagna i nawodnią pustynie. Tą potwornie ciężką pracą mieszkańcy Czarnego Lądu prawdopodobnie wyniszczą się sami. Musimy zacząć traktować tego rodzaju zjawiska z zimną krwią. Jest to bowiem przykład przynoszącego korzyść prawa natury, które mówi, że ci słabsi muszą przez tych silniejszych zostać zgładzeni.

„Przepowiednia” nie sprawdziła się, choć zapewne „silniejsza”, głównie z powodu uzbrojenia po zęby,  acz dość leniwa rasa wyższa byłaby mile połechtana białym czarnym lądem, gdzie tubylcy całkowicie wyginęli, pozostawiając po sobie w wieczyste użytkowanie kwitnące ogrody, nawodnione pustynie i bogate farmy….

Pobieżny przegląd XIX-wiecznych „teorii naukowych”, skupionych jak się zdaje niemal wyłącznie na rasach niższych i ich eksterminacji, prowadzi do jednego wniosku, że tępienie rdzennej ludności dla imperialnej Europy było celem samym w sobie. Celem w zasadzie bezproduktywnym. Po cóż bowiem przygotowywać naukowy grunt pod eksterminację jakiejkolwiek rasy, skoro jej przedstawiciele dobrze karmieni, traktowani i opłacani mogliby być cenniejsi i bardziej wydajni? Logiczne jest, że w tej komfortowej sytuacji mogliby z przekonaniem i dozgonną wdzięcznością pracować dla dobra imperialistów, wydobywać co jest do wydobycia, oddawać więcej niż biblijną dziesięcinę, a nawet błogosławić swoim panom po wsze czasy.

Czy „naukowa” eksterminacja ras niższych wynikała więc tylko z głupoty, czy z chciwości, czy ze sposobu myślenia… Może z ciemnoty? Czy „świat nauki” zastanawiał się wtedy, prorokując zagładę ras niższych, nad przyszłością? Gdyby rzeczywiście z powierzchni Ziemi zniknął „ostatni murzyn”, kto wtedy pracowałby w kopalni lub na plantacji. Biały?

A może było to raczej przeczucie, że głoszenie tych teorii uprawomocni opinię o de facto słabszych i zdegenerowanych białych w odniesieniu do ras niższych, które w rzeczywistości wcale nie są i nigdy gorsze, słabsze czy niższe nie były. Nie od dziś wiadomo, że stosowanie przemocy wynika ze słabości, kompleksów i tchórzostwa.

Splendor i majestat…

Głoszone z takim zapałem „teorie naukowe”, zrodzone głównie z chęci zysku i sławy lub splendoru przynależności do królewskich towarzystw różnych nauk, w gabinetach, pracowniach i ograniczonych mózgach sprawiły, że późniejsze ludobójstwa w koloniach kwitowano wzruszeniem ramion i traktowano jako niezbędne koszty postępu cywilizacyjnego, którego koniecznym  narzędziem stała się również wojna.

 „Najwybitniejszy Brytyjczyk wszech czasów” Winston Churchill, późniejszy laureat literackiej nagrody Nobla, napisał w swojej autobiografii Moja młodość, o słynnej bitwie pod Omdurmanem, stoczonej 2 września 1898 roku na terytorium Sudanu z powstańcami, gdzie przebywał jako korespondent „The Morning Post” w ten sposób:

Coś takiego jak bitwa pod Omdurmanem już nigdy się nie wydarzy” (…) „Było to ostatnie ogniwo w długim łańcuchu widowiskowych konfliktów, których splendor i majestat przydawały wojnie tyle blasku.

To właśnie w tej bitwie po raz pierwszy wypróbowano kanonierki, broń maszynową, karabiny powtarzalne i pociski dum-dum.

Być może tego właśnie przestraszyli się Francuzi. Trwający między Anglią i Francją „Wyścig o Afrykę” i imperialna rywalizacja w koloniach zakończyła się „incydentem” w Faszodzie, kiedy rząd francuski nakazał 3 listopada (równe dwa miesiące po Omdurmanie) wycofać się swoim wojskom z terytorium Sudanu.

„Wolne” Państwo Konga

Nie można pominąć w tej historii nieocenionego w swych działaniach eksterminacyjnych Leopolda II Koburga, króla Belgów 1865-1909. On już niczego nie głosił, „nauka” zrobiła to za niego, uzasadniając w pełni jego działania. Jego następcy, włącznie z Adolfem H. i kolejnymi mordercami byli tylko „spadkobiercami” idei króla.

Leopold miał tę przewagę nad resztą świata, że obejmując tron belgijski, został jednocześnie w 1885 r. władcą Wolnego Państwa Konga, środkowoafrykańskiej kolonii (obecnie Demokratyczna Republika Konga, o której pisałam w tekście Krew na moich rękach). Prywata, własność, niewolnictwo, rabunkowa gospodarka, to tylko słowa, takie same jak tubylec. Nie było wtedy internetu i nikt nie miał pojęcia, jakich dokładnie zbrodni dopuścił się na swoim folwarku miłościwie panujący i otaczany szacunkiem król, pozyskując kauczuk i kość słoniową. Niewątpliwie był jednym z największych zbrodniarzy w historii, szacunki mówią, że wymordował 8-10 milionów Kongijczyków, ale nadal parki, szkoły i przeróżne instytucje noszą jego imię.

8 lub 10 milionów to jednak w dalszym ciągu więcej niż 6, więc czy to nie dziwne, że jego pomniki nadal zdobią ulice nie tylko Brukseli?

Szaleństwo Leopolda ujawnił w 1908 roku dziennikarz i polityk Edmund Dene Morel. Kongo pod patronatem Leopolda, faktycznie jego własność prywatna, miało być polem działania misjonarzy, filantropów i prowadzić otwarty handel. Jednak prawdziwą władzę sprawowały w nim podległe królowi spółki handlowe. Kwitły więc niewolnictwo i rabunek, a popełniane tam w owym czasie okrucieństwa są nie do opisania – przy czym obcinanie rąk, gwałty, wymyślne tortury czy palenie wiosek to tylko…  ówczesne „standardy”.

Do kampanii przeciw nieludzkiemu traktowaniu Kongijczyków i belgijskim zbrodniom włączyli się, oprócz Edmunda Dene Morela, Roger Casement, dyplomata i pisarze Joseph Conrad (Jądro ciemności), Anatol France, Mark Twain czy Arthur Conan Doyle.

Szczególną postacią w aferze kongijskiej jest Roger Casement, który spędził w Afryce około dwudziestu lat jako pracownik kompanii handlowych, i później jako brytyjski dyplomata. Stał się on również bohaterem powieści Mario Vargas Llosy Marzenie Celta. Casement zbierał dane o sytuacji w Kongo i sporządził raport, w którym zawarł szczegółowe informacje o łamaniu praw człowieka. Przedstawił go brytyjskim władzom w 1904 roku. Raport zawierał m.in. zdjęcia okaleczonych i przetrzymywanych w przymusowych obozach ludzi. Po powrocie z Konga do Anglii, Casement zaangażował się w kampanię Towarzystwa Przeciw Niewolnictwu. W czasie swojej pierwszej wizyty w Kongo w roku 1890 spotkał się z Józefem Conradem Korzeniowskim, który przypłynął tam, jako dowódca belgijskiego statku. Wiadomo, że obaj wymieniali informacje i opinie o tym, o czym każdy z nich „wolałby zapomnieć”.

Skoro jednak udało się wytępić już Indian w Ameryce Północnej, Hotentotów w Afryce Południowej, mieszkańców wysp na Morzu Południowym, Aborygenów w Australii, Guanczów na Wyspach Kanaryjskich, w jaki sposób mogli przed imperium obronić się Kongijczycy?

Skandal i afera, które wybuchły z powodu przecieków informacji o kongijskim ludobójstwie, dzięki pracy zaangażowanych w sprawę i zainteresowanych losami pokrzywdzonych, doprowadziły do przejęcia kontroli nad Kongo przez państwo – niestety Belgię. Tereny Konga były zbyt cenne, by łatwo je oddać lub prowadzić tam „charytatywne” interesy.

W wywiadzie przeprowadzonym przez Artura Domosławskiego z Mario Vargas Llosą, laureatem Literackiej Nagrody Nobla, czytamy o Leopoldzie:

Czasem otacza go wręcz legenda humanisty – i to nie tylko w Belgii. W niektórych książkach historycznych w Europie nadal można przeczytać, że był idealistą, że chciał przynieść Afryce cywilizację… Niestety, tragedia Konga trwa do dziś: to kraj chaosu, wojen, który nigdy nie stworzył nowoczesnych instytucji, nigdy nie miał demokracji. Praprzyczyną jest destrukcja społeczeństwa, jakiej dokonał belgijski kolonializm.

Statkiem i krzyżem

Chrystianizacja, cywilizacja, postęp… to maski, które spowodowały, że narodziła się wiara w potęgę kolonialistów – morderców, złodziei, rabusiów najgorszego autoramentu. Przylgnęły one do świadomości europejczyków jak pijawki, którymi Europa leczyła przez wieki wszystkie choroby (to dopiero ciemnota) i pozostały na jej plecach do dzisiaj. Dlatego myślenie o wyższości nad rdzennymi mieszkańcami i uznawanie ich za gorszych, jest nadal powszechne. Nadal funkcjonuje w określeniach typu: „dzicz”, „czarnuch”, „asfalt”, „smoluch”, „żółtek”…

Barbarzyńcami wcale nie byli ani wtedy, ani nie są nimi dzisiaj, rdzenni mieszkańcy. Byli nimi wyłącznie europejczycy, którzy na swoich statkach przybywali na nowe ziemie. Społeczności te składały się z fanatycznych misjonarzy, zaślepionych niesieniem wiary, przerażonych widokiem nagich ciał, uświadamiających im ich własną grzeszność, z „zesłanych” w tropiki gubernatorów, wojskowych i ich rodzin, nienawidzących insektów, malarii, uznających tubylców wyłącznie za podgatunek, dzikusów czy małpy, z wielkiej rzeszy marynarzy, podążających w ślad za nimi dziwek, biedoty, przestępców i wszelkich degeneratów, których Europa koniecznie chciała się pozbyć.

To właśnie oni zbudowali Nowy Świat, a dzisiaj to przerażające dzieło kontynuują ich potomkowie.

Sven Lindqvist w książce Wytępić całe to bydło pisze:

Europa, ta przedindustrialna, nie miała wiele do zaoferowania reszcie świata. Najważniejszym towarem eksportowym była przemoc. W owym czasie byliśmy traktowani w świecie jako koczowniczy lud wojowników, podobny Mongołom i Tatarom. Oni władali z końskiego siodła, my z okrętowego pokładu.

Kolor pieniędzy

Na wszystkich ziemiach, na których żyły różnokolorowe rasy i narody, w Kanadzie, Ameryce Północnej, Australii, teraz króluje rasa biała, Ameryka Środkowa i Południowa mówią po hiszpańsku i portugalsku, w Afryce na pięknie i bogactwach całego kontynentu położyli swoje chciwe łapska… biali. Kiedyś na wszystkich tych ziemiach ludzie mieli pod dostatkiem wody, ziemi, zwierząt i ryb. Potem odebrano im ziemie i wyeksploatowano je, wycięto ich lasy i wybito zwierzęta, przywleczono „francuskie” choroby, które ich zdziesiątkowały lub całkowicie wytrzebiły niektóre populacje. A jeśli rdzenni mieszkańcy umierali, dla europejczyków, zgodnie z teorią Knoxa, był to tylko niezbity dowód na ich przynależność do rasy niższej.

Teraz ci, którym udało się mimo wszystko przetrwać, są jedynie biedotą we własnych krajach, rządzonych przez skorumpowanych, sowicie opłacanych białymi pieniędzmi, urzędników.

Refleksyjne seppuku

Dzisiaj w dalszym ciągu trwa eksploatacja „czarnych lądów”, tylko już inaczej. Teraz potrzebujemy ubrań, które przez 14 godzin dziennie szyją dla największych światowych marek dzieci w Indiach, Pakistanie, Sri Lance, Bangladeszu… Potrzebujmy komórek, smartfonów, iphonów, tabletów, laptopów, notebookoów, playstation, nawigacji satelitarnej, które produkowane są z „minerałów konfliktu”. Chcemy konsumować, jeść, kupować, wymieniać na nowe, lepsze, piękniejsze… żeby nasze życie wyglądało jak na kolorowych obrazkach w wiodących magazynach lajfstajl.

Teraz potomkowie zdobywców Nowego Świata dumnie władają nim z wysokości korporacyjnych penthouse’ów, a legendy Greyów, pięknych, młodych i bogatych mężczyzn, tworzone przez domorosłe leciwe pisarki, podsycają wyobraźnię studentek. I niemal wszyscy zdają się zapominać, że każdego dnia stare modele wypierane są przez nowe, a technologia nie zna litości.

Korporacyjny darwinizm opiera się na stabilnych podwalinach i niesie z sobą jedyne przesłanie, że „niższe” ulegnie zagładzie i zostanie wyparte przez „ulepszonych” następców. W tej chwili wszyscy CEO na świecie powinni doznać olśnienia i w chwili refleksji popełnić seppuku. Z ewolucją nie mają żadnych szans.

Poczucie bezpieczeństwa

Dalekie kontynenty, amazońska dżungla, tropiki, Karaiby i „czarne lądy” są już tylko mitami funkcjonującymi w świadomości zbiorowej klientów biur podróży, jako miejsca dające klimatyzowaną ochłodę w pięciogwiazdkowych hotelach, pozwalające oderwać się od pracy i trudów świata „cywilizowanego”. Dają możliwość zetknięcia się z przygodą, fascynującym, nieznanym światem dzikich (?) plemion. W trakcie tych podróży o współczesnym niewolnictwie i kolonializmie przy eleganckim stole mówić nie wypada, mamy święte i niezbywalne prawdo odpoczywać na urlopie. Poprawność polityczna jako rodzaj lobotomii sprawia więc, że bijemy brawa dla zwyżek giełdowych indeksów i jesteśmy przerażeni, kiedy spadają ceny złota, szanujemy bogaczy za stan ich kont i modlimy się do (niestety) ich pieniędzy, biorąc kolejny kredyt na opłacenie podróży poślubnej, dom, samochód czy cokolwiek…

Pozwalamy sobie również na rzecz niewybaczalną – zapominanie o tym, skąd to wszystko się wzięło.

Nikomu nawet nie przyjdzie do głowy, że całe bogactwo białego zachodniego świata jest zbroczone krwią różnokolorowego świata dawnych i współczesnych niewolników. Pozwalamy sobie także na wielkie umysłowe lenistwo, by znając kilka języków, mając możliwość podróżowania i zdobywania wiedzy, w dalszym ciągu traktować napotkanych w ich własnych egzotycznych krajach ludzi, jak niewolników. Wymagamy od obsługi szacunku, stąpania wokół nas na palcach, wciskając w ich ciemnoskóre dłonie po dolarze za wniesienie walizek. Czujemy się panami sytuacji i niezmiennie sądzimy, że jako „rasa wyższa” mamy do tego prawo.

Jesteśmy przy tym bardzo, ale to bardzo nieostrożni, wszak każdy myślący człowiek ma świadomość, że nic nie trwa wiecznie… Powinien mieć.

Kiedy z wysokości ostatniego piętra ekskluzywnego studio w Rio de Janeiro spogląda się na położone nieopodal w dole favele, świadomość, że nasze pilnie strzeżone i ogrodzone drutem kolczastym pod napięciem osiedle, jest bezpieczne, to tylko iluzja. Czasem przychodzi po prostu taka myśl, że „ich” jest więcej i że „nas” nienawidzą.

Lektura

Joseph Conrad – Jądro ciemności

Sven Lindqvist – Wytępić całe to bydło

Sven Lindqvist – Terra nullius. Podróż przez ziemię niczyją

Mario Vargas LLosa – Marzenie Celta

Abdellatif Kechiche – Czarna Venus (Venus Noire) film

2 Komentarze to “Jądro ciemnoty *”

  1. W dzisiejszych czasach nam nie przynależy miano Panów (wolnych ludzi). Zostaliśmy białymi niewolnikami „oświeconego” zachodu zachodnia arystokracja dzieli i rządzi.
    Dysonans poznawczy – zawsze mam z tym problem kiedy słyszę czytam, że jesteśmy współ odpowiedzialni za niewolnictwo lub inne zbrodnie zachodu…

    Polubienie

  2. Jesteśmy

    „Jako młody człowiek płynąłem statkiem na Islandię. Po drodze zawinęliśmy do fiordu w Trondheim po ładunek śledzi.
    Był rok 1951, piękny letni wieczór, czas sianokosów. w powietrzu unosił się upajający zapach świeżego siana. Kapitan został na statku, a sternik i islandzka załoga popłynęli łodzią na ląd. Zabrali mnie ze sobą. Islandczyków znano tu już z poprzednich wizyt i witano jak miłych gości, częstując kawą w kolejnych domach. Było gwarno i wesoło – aż ktoś zwrócił uwagę na mnie, siedzącego przy
    drzwiach z kawałkiem cukru w ustach i popijającego kawę ze spodeczka, jak to wówczas było w zwyczaju.
    – A to kto?
    – Pasażer – odparł Islandczyk. – Szwed.
    „Szwed”. w pomieszczeniu zapadła całkowita cisza. Ustały rozmowy, zgasły uśmiechy. Wszyscy patrzyli na mnie. Cisza wydawała się trwać w nieskończoność. Wreszcie odezwała się starsza kobieta.
    – Aha, Szwed. No, a ten tranzyt w 1942?
    Co miałem powiedzieć? Tranzyt niemieckich wojsk z Niemiec do Norwegii przez terytorium Szwecji i z powrotem odbywał się w rzeczywistości przez wiele lat. Ale ona powiedziała tylko tyle:
    „No, a ten tranzyt w 1942?”. i wszyscy czekali na odpowiedź. Próbowałem obrócić to w żart:
    – W 1942 roku miałem dziesięć lat. Nikt mnie nie pytał o zdanie.
    – Wystarczająco dużo, żeby podzielić się łupem – zauważyła gospodyni.
    Cisza stawała się nieznośna. Podziękowałem za kawę i wymknąłem się, płonąc ze wstydu. Spotkała mnie straszliwa niesprawiedliwość. Dlaczego oskarżono akurat mnie o coś, w czym brali udział także wszyscy inni Szwedzi? Albo nie brali. Jakby to była moja wina. Jakbym to ja ponosił za to odpowiedzialność.
    Zszedłem stromym zboczem doliny. Był jasny wieczór pełen oszałamiających woni. Łódź, którą przypłynęliśmy, oddaliła się od brzegu wraz z odpływem. Czekając na załogę statku, układałem w myślach wielką mowę na swoją obronę. „Nie można winić dzieci za błędy rodziców. Każde nowe pokolenie rodzi się bez winy”.
    Chociaż to nie do końca prawda. Dług zaciągnięty przez państwo przechodzi z pokolenia na pokolenie. Podobnie majątek narodowy, wielokrotnie przewyższający zadłużenie. Żeby być bogatym, wystarczyło urodzić się Szwedem. To, że żyłem lepiej niż mieszkaniec Konga lub Indonezji, nie było moją zasługą. Przyszedłem na świat jako spadkobierca nietkniętego wojną kraju i dobrze
    funkcjonującej gospodarki – mówiąc krótko, dobrze mi się powodziło, bo byłem Szwedem.
    Czy mogłem więc, przyjmując dobre strony bycia Szwedem, odrzucić te złe? Dzięki dostawom rudy żelaza, zgodzie na tranzyt wojsk i inne rażące odstępstwa od polityki neutralności Szwecja zachowała dobre stosunki z Niemcami i uniknęła wojny. To, że nigdy nie przeżyłem bombardowania, ostrzałów, a nawet nie musiałem chodzić spać głodny, zawdzięczałem tchórzliwej polityce ustępstw
    mojego kraju. Gospodyni miała rację. Brałem udział w podziale łupu. a zatem powinienem ponieść odpowiedzialność.”
    /Sven Lindqvist, Terra nullius/

    Polubienie

Dodaj komentarz