Posts tagged ‘totalitaryzm’

11 marca, 2013

Skąd się biorą „lemmingi”?

Bardzo dawno temu na świecie powstały mitologie. Nie wiadomo bliżej, kto je stworzył (wygląda na to, że jednak kosmici), przekazywano je „z ust do ust”, jako tradycję i dobro narodowe, czyli kulturę. Jedni w nie wierzyli, inni nie, ogólnie jednak można przyjąć, że lud czuł respekt przed „gromowładnymi”. Lud był ciemny i nic nie wiedział, nic wiedzieć nie powinien. Przed ludem ukrywano fakty lub odkrycia naukowe w „trosce”, by lud nie wystraszył się prawdy lub tworzono pasujące do „obrazka” teorie, by w odpowiedni sposób ludem manipulować.

Ostatnio pewien dziennikarz sportowy przyznał, że nie wie, kto jest premierem Izraela, ale wie, z kim kto w Polsce sypia… Oskarżył przy tym chyba media (system), że go ogłupiły i „jest idiotą”.

http://www.weszlo.com/news/13302-Oglupiali_mnie_dlugo_i_-_o_zgrozo_-_skutecznie_Jestem_idiota

Panie Dziennikarzu, owszem, media (system) ogłupiają, ale tylko tego, kto na to POZWALA. Rozumiem, że to odkrycie jest w pewnym sensie przenośnią, ALE. Skonstatowałam ze zdziwieniem, że nie tylko wiem, kto jest premierem Izraela, ale także nie sprawia mi większej trudności wymienienie jego kilku poprzedników. Więc jak to jest z tym ogłupianiem? Jeśli wybieram, czy zjem schabowego czy homara, to mogę chyba wybierać, czego słucham, co oglądam i w co wierzę… W tym kontekście zwierzenie Pana Dziennikarza jest niepoważne albo jego celem jest zrzucanie odpowiedzialności za swój umysłowy ”esemes” na czynniki „obiektywne”. Żeby się dowiedzieć, wystarczy chcieć.  Ignorancja nie polega na tym, że się nie wie, ale na tym, że wiedzieć się nie chce.

them_mmaa_prof_6

Mit pierwszy – CYWILIZACJA

Kiedy mówi się o cywilizacji, roztacza się przed słuchaczem/widzem wachlarz totalnej ciemoty i zagubienia, którym „światłe umysły” nadały obecny kształt. Gloryfikuje się artystów, filozofów, przywódców religijnych i świeckich, naukowców, nie pozostawiając cienia wątpliwości, iż byli WIELCY.  Ustawiamy na półkach ich dzieła i bijemy przed nimi czołem. Więcej niż pięć razy dziennie.

Starożytne ruiny informują nas nie tylko o  „wysokich kulturach”, ale także o przemocy, dzięki której w gruncie rzeczy powstały. Tego już nikt pod uwagę nie bierze. Ich twórcy, choćby byli najgorszymi kreaturami, są wynoszeni pod niebiosa, bo napisali coś, co przypadkiem przetrwało do dzisiaj lub stworzyli coś w 3D, co także przypadkiem nie zostało zburzone. Twórcy teorii są wielcy, bo wygrali z innymi twórami niekoniecznie z powodów merytorycznych czy estetycznych i nie dali sobie odebrać palmy pierwszeństwa. O ile w przeszłości tych „wybitnych” było jak na lekarstwo, o tyle obecnie nastąpił ich gwałtowny wysyp. Niestety ilość nie idzie w parze z jakością.

Jeden z przykładów (można znaleźć nieskończoną ich liczbę)

mit osiągnięć architektonicznych, czyli 11 najpiękniejszych (!) domów w Polsce

http://bryla.gazetadom.pl/bryla/56,85301,12784993,Najpiekniejsze_domy_w_Polsce.html

Za cywilizację uznajemy omyłkowo zbiorowisko teorii i materialnych artefaktów stworzonych przez człowieka (czy tylko?) i gadżety technologiczne, które wykorzystujemy na co dzień. O teoriach i artefaktach wiemy tyle, ile nam powiedziano, nie wiemy zaś tego, co ukryto, ale to nam wcale nie przeszkadza. Nie interesuje nas dochodzenie do prawdy, wolimy poczytać, kto z kim śpi. Cywilizacja to wygodny tryb życia, który wiedziemy i estetyczny design, który nas otacza.  To wszystko, co możemy kupić.

I bez względu na dziedzinę, z której pochodzi, przyjmujemy ten bełkot na wiarę, choćbyśmy byli najbardziej zatwardziałymi ateistami na świecie. To dla mnie najbardziej niezrozumiałe. Ludzie wierzący bezgranicznie.

Mądrzy ludzie rozumieją się bez słów, głupim nie wystarczą ich tysiące.
/mądrość wschodnia/

stefan-themerson 1

Stefan Themerson, źródło: internet

Nie tylko Orwell

Napisany w  latach  1942—1943 (!) „Wykład profesora Mmaa” to pierwsza powieść Stefana Themersona. Przedstawia ona społeczeństwo termitów zamieszkujące całkowicie pod ziemią, stanowiące karykaturę świata ludzkiego, funkcjonującego w niedorzecznych schematach, gdzie wiedzę zdobywa się „metodą horyzontalnego pożerania napotkanych arkuszy celulozy przy równoczesnym notowaniu w pamięci przeszkód smakowych, znajdujących się na obu powierzchniach każdego arkusza.”

Problemem niezwyklerozwiniętegospołeczeństwaspołeczeństwatermitów, oprócz innych wielu, jest nieumiejętność samodzielnego odżywiania się.

Tuż pod ich nosem rozwija się w olbrzymim tempie nauka, która krocząc swymi zaiste siedmiocentymetrowymi krokami, wyprzedziła ich o całe setki decymetrów. … Nauka, już w dzisiejszym stadium swego rozwoju, potrafiłaby zapewnić wszystkim termitom na świecie życie w szczęściu i dobrobycie. Panowie Abdomenowcy! Dzięki nauce potrafimy wkrótce po prostu odcinać nasze abdomeny od reszty ciała i sadzić je wprost w ziemi, gdzie będą rosły, kwitły i wydawały specyficzne owoce. Taka będzie prawdziwa naukowa rewolucja. Rozła-mującetermickośćzagadnienie: czy hodować protozoa w abdomenach, czy poza abdomenami – utraci wszelki sens z chwilą, w której zaczniemy hodować abdomeny poza termitami.

Potrafiłaby, ale… nie potrafi.

Wielka, prawdziwa, naukowa rewolucja stworzy z jednej strony olbrzymie plantacje abdomenów, które wykarmić potrafią nas wszystkich; z drugiej zaś strony stworzy ona nowy, wyższy typ termita, składającego się z dwóch części jedynie, mianowicie: z głowy i thoraxu!

– Przepraszam – wtrącił prof. Mmaa – czy nie sądzi pan jednak, że plantacje abdomenów stworzą potrzebę polimorficznego hodowania nowej, niewolniczej klasy termitów, specjalnie przystosowanych do podlewania i okopywania?”

Więc co to za nauka, która tworzy i propaguje tylko megalomańskie teorie?

Co to za nauka, która jest kompletnie nieprzydatna?

Młodzież po lewej stronie audytorium zdawała sobie sprawę, że powiększenie polimorficznej hodowli halabardników, nie umiejących się samodzielnie odżywiać, doprowadzi do dalszego wyciskania robotnic-mamek, wywołując niezadowolenie w tej warstwie, którą młodzież na lewicy uważa za swoją bazę; że w następstwie trzeba będzie powiększyć liczbę konstabli wewnętrznych, którzy także nie umieją odżywiać się sami, zmuszą więc znowu mamki do zwiększonej pracy, a liczebniejsi niż dotąd, jeszcze baczniejszą będą mogli uwagę zwracać na młodzież skupioną na lewicy, która bardzo tego nie lubi.

I tak w kółko, od początku do końca świata…

Uwagę pisarza skupia się w tej niezwykłej powieści na świecie myśli, idei i doktryn filozoficznych. Themerson – racjonalista i sceptyk – wyszydza systemy, których reprezentanci głoszą, że posiedli monopol na prawdę. Wyszydza doktrynerów, arogantów, nieuków.

Uwaga Drugiego Asystenta prof. Ducha o „ostatnich zarządzeniach” zaprowadziła nas na manowce, w które wleźć łatwo, ale z których wydostać się tym trudniej, im bliżej jesteśmy prawdy. Nie dlatego, by prawda była non imprimatur, lecz dlatego, iż prawdy nie ma, ponieważ, jak to odkrył przed paru pokoleniami niejaki Chegel, prawdą jest, że prawdy nie ma, ale się staje. Kto przypomina sobie bliżej stosunki panujące w Osiedlu w owych czasach, zorientuje się od razu, jakie skutki pociągnąć za sobą musiało takie twierdzenie. Wynikało z niego przecież niedwuznacznie, że jeśli prawda, to i rzeczywistość, i wiara, i ideały, administracja i wszelkie instytucje nie są absolutne, nie są ostateczne, a jedynie stają się. Nie ma królowej, składającej jaja, królowa staje się. Nie ma abdomenowców, mamek, halabardników – wszyscy oni stają się. Nie ma obiadów ze strawionej celulozy, obiady ze strawionej celulozy stają się. Stają się dzięki tym, którzy je tworzą, a więc mogą być zmienione przez tych, którzy je tworzą. I nagle antenki głowy społeczeństwa zatrzepotały niespokojnie, thorax zadrżał na swych nogach thoraxycznych i, w owym rozbiciu absolutu, jedynie abdomen poczuł pod stopami rodzaj absolutnego oparcia.

Komuś z innego świata wydać się może dziwne, że pewna spekulacja metafizyczna, że pewna kombinacja słów nie oznaczających niczego konkretnego, a wymyślonych, mogła mieć wpływ na materialne zachowanie się owych hexapoda. Ktoś z innego świata powinien dowiedzieć się zatem, że mieszkańcy Osiedla hodowali w swych głowach, thoraxach i abdomenach pewne kolonie bakterii zwanych – słusznie czy nie – bakteriami sumienia, które kazały im racjonalizować ich czyny, czyli wymyślać przyczyny po dokonaniu faktów. Gdzie zaś lepiej znaleźć można wytłumaczenie swych czynów, jeśli nie w kombinacjach słów, tworzących takie czy inne rozgrzeszające filozofie.

„Wykład profesora Mmaa” ujęty jest w konwencję powiastki filozoficznej. Podstawową kwestią staje się tu wybór między doświadczeniem naukowym i filozoficznym a zastaną rzeczywistością. Konfrontacja poglądów filozoficznych i naukowych utrwalonych w systemie z codziennością dezawuuje profesorów, doktorów, filozofów i ich zwolenników, sprowadzając efekty ich działań do rzeczy całkowicie bezużytecznej.

Jako filozoficzna groteska „Wykład” przedstawia żyjącą w kopcu termitów komiczną menażerię ludzkich odpowiedników, ziemskich spraw i wydarzeń. Termity badają homo, dokładnie tak, jak homo bada inne gatunki. Określają daty, metody badawcze, spierają się, wierzą w autorytety, przemilczają fakty. W poszukiwaniu prawdy – „błędów, fałszów i fantazji” w swojej Akademii czują na plecach oddech robotnika-constabla, uprawnionego do zrewidowania ich zawartości umysłowej. Miłość, tęsknota lub względność, wsączone w społeczeństwo, podważają autorytety i są bardziej niż niebezpieczne. „Cywilizowany”, wykształcony człowiek w obliczu zmiennej, zaskakującej, nieznanej rzeczywistości, nad którą – mimo odwiecznych marzeń i dążeń nie jest w stanie zapanować, staje się  bezsilny, a „policja myśli” to opcja niezbędna do zapanowania nad chaosem.

Społeczeństwo termitów zostało wzięte pod lupę i pokazane w wykrzywionym zwierciadle z najdrobniejszymi szczegółami, ze wszystkimi ludzkimi wadami i z całą niemocą wielowiekowego doświadczenia cywilizacji, nauki, technologii. Odnajdujemy w powieści dobrze znane nam realia – represyjny rząd, z jego reżimowymi metodami sprawowania władzy i przerażone społeczeństwo, z wyhodowanymi w swoich głowach, thoraxach (klatkach piersiowych, tułowiach), abdomenach (brzuchach) bakteriami sumienia, które „bezstronny kronikarz” uznaje za bakterie hipokryzji. Świat zaludniony funkcjonariuszami, halabardnikami, strażnikami i konstablami bez twarzy, nie jest ani przyjazny ani normalny. Jest światem kontrolowanym.

Jak pisze Themerson, rząd termitów zamyka ludzi (50 mamek) czyniąc z tego tajemnicę, o której społeczeństwo dowiaduje się z plotek. Nie wytacza procesu, prawdopodobnie z braku podstaw lub dowodów, a pobudki tegoż rządu wydają się jednoznaczne. Tajemnica jest narzędziem zastraszania, może też wynikać z obawy przed reakcją społeczną. Represje skierowane przeciw społeczeństwu są jednak oznaką słabości „Macek Rządzących”.

W tym świecie istniają najgłębsze kazamaty, „o których na samą myśl dreszcz wstrząsa thoraxem i abdomen kurczy się boleśnie”, gdzie „zamkniętych zostało na podstawie ostatniego zarządzenia pięćdziesiąt mamek.” Początkowo panował zwyczaj zamurowywania w nich buntowników z kromką celulozy, przez co umierali z powodu uduszenia. Sytuacja zmieniła się po sforsowaniu kazamatów i uwolnieniu przez buntowników skazańca, który doszedł do władzy i „ztermityzował” karę, zamieniając ją na karę zamorzenia głodem.

Themerson poruszając się po tym świecie jak Guliwer, „odkrywa” go przed nami. Jest podróżnikiem, który stawia po raz pierwszy stopę na dziewiczym lądzie. Opisuje dzikie plemiona, ilustrując swoją historię rysunkami, budzącymi w nas rozbawienie, przerażenie lub zdziwienie. Nic w tym zaskakującego, gdyby nie to, że żyjemy w tym świecie od zawsze.

Młodzież na prawicy falowała z zadowoleniem antenkami i to uspokoiło Drugiego asystenta prof. Ducha. Na młodzieży na prawicy można było polegać. Lubiła ona te zwroty o nieprzejednanych, odwiecznych, trójmilionoletnich, barbarzyńskich wrogach. Domagała się nie tylko obrony przed napastliwymi grabieżcami, ale i odwetu. Żądała nie tylko powiększenia polimorficznej hodowli żołnierzy o opancerzonych głowach, obdarzonych przepiękną atrofią instynktu samozachowawczego, co zwało się krótko: poświęceniem i pogardą śmierci; żądała więcej, żądała stworzenia nowej polimorficznej metody hodowania takich osobników, które byłyby zdolne do ataku. Młodzież na prawicy biła brawo.

To zadziwiające streszczenie procesu manipulacji społeczeństwem przez totalitaryzm, wykorzystywane do pogłębiania podziałów, podsycania nienawiści i w rezultacie prowadzenia nie kończacych się wojen Themerson ujmuje w jednym akapicie. Można je uznać za wzór któregokolwiek z „izmów”, tym bardziej przerażający, że wykorzystywany od od początków cywilizacji w nie zmienionej formie.

… zdobyliśmy paragraf zapewniający nam Wolność i Równość, zdobyliśmy ustawy dające nam Prawo do Życia, Prawo do Odżywiania Się, Prawo do Szkółki, Prawo do Śpiewu Chóralnego, Prawo do Ochrony Pracy, Prawo do Szpitala, Prawo do Śmierci Naturalnej ze Starości…

– Cóż to jest prawo do wolności, na przykład – odrzekł prof. Mmaa – bez zakazu łamania wolności? Cóż to jest prawo do szkoły bez nakazu uczenia? Cóż to jest prawo do leczenia się bez obowiązku leczenia?

Właśnie tym są „prawa”, które „zdobyliśmy”. Społeczeństwo termitów bardzo z nich dumne nie dostrzega oczywistości – to tylko kolejny element kontroli.

Drugi Asystent profesora Ducha tworzy donos, na który niecierpliwie czeka komisarz Putidus Nos. Tworzenie donosów jest według niego dbaniem o własne dobro i karierę w oczekiwaniu na awans. Zupełnie inaczej reaguje Dr Brillat-Ćwierciakiewicz, który chce zostać aresztowany, żeby stać się bohaterem i w ten sposób zapewnić sobie nieśmiertelność na kartach historii. Te postawy są karykaturami zachowań żywcem wyjętych z systemów politycznych, istnieją do dzisiaj i do dzisiaj są wykorzystywane w budowaniu życiorysów, legend, mitów lub etosów.

W rozmowie o biciu profesora Mmaa i doktora Durchfreuda dowiadujemy się, o czym marzą wykształcone termity. Otóż te nieszczęsne istoty marzą o normalności, o tym, aby nie bić i nie być bitym, żeby normalnie pracować, szukać prawdy i żyć… Profesor Mmaa wymienia nazwę kraju, który odpowiada podobnym wymaganiom i okazuje się, że jest to… Utopia.

Świat przedstawiony w „Wykładzie” jest niebezpieczny. Pozornie ułożony i znany, realnie nieprzewidywalny. Naukowa rewolucja, której tak bardzo pragniemy, przekształca się, jak wszystko, w broń obosieczną. Nie jest niestety poza „dobrem i złem”, jest jednocześnie zbawienna i destrukcyjna. Może spowodować wykształcenie społeczeństwa jeszcze bardziej podzielonego, w którym na najniższym szczeblu, jak w dawnych cywilizacjach, znajdzie się niewolnik, zaś naukowiec lub głowa państwa osiągną status Wszechwiedzącego.

Także religijność, towarzysząca ludzkości od zarania dziejów, w oczach Themersona nie wydaje się niestety najwyższym dobrem. Ponieważ Prajajo, z którego wylęgły się termity, zostało poczęte w grzechu, termit powinien być nieszczęśliwy, żeby stać się jednostką cnotliwą. Obietnica życia wiecznego za poniesione trudy i akceptacja grzechu pierworodnego czyni z termita indywiduum skazane na brak wyboru. Wiara, w wykładni termita-proroka, to dogmaty wyznaczające miejsce w szeregu. Nie ma ucieczki, a droga prowadzi tylko w jedną stronę. Do piekła.

Szanowni Państwo

Zwykle właśnie takimi słowami rozpoczyna się wykład. Profesor Mmaa, bohater powieści Themersona, jako człowiek o refleksyjnej osobowości, zadaje sobie więc pytanie, kim są owi Szanowni Państwo. Z obserwacji wynika, że mało interesują się wykładem, nie zwracają zbytniej uwagi na jego obecność, że są podzieleni, gestykulują lub zwyczajnie się kłócą. Profesor Mmaa odkrył również, że tak było zawsze.

I cóż ta Historia napisze o nas? Że w czasach, w których działy się rzeczy wielkie, że w czasach, w których działy się rzeczy decydujące, że w czasach, w których życie tworzyło sobie nowe, większe formy istnienia, że w tych czasach przełomowych dla globu ziemskiego, my, jego elita, młodzież naukowa, siedzieliśmy głusi, ślepi na powierzchni rozszalałego wulkanu i słuchaliśmy – czego? Wezwania do czynu? Do działania? Wezwania do bohaterstwa? Do walki o walkę z rozkładem? Nie! Słuchaliśmy oderwanego od żywej, dziejącej się rzeczywistości, abstrakcyjnego wykładu profesora Mmaa.

Odpowiedź na postawione pytanie nie zmierza do określenia roli społeczeństwa w antyutopijnej rzeczywistości  daje szanse, bo nie wszystkie role są z góry określone i nic nie jest przesądzone. Możliwe więc, że coś jednak zależy od nas.

Gdybyśmy z całej powieści usunęli językowe łamigłówki i filozoficzno-naukowe wywody Themersona, można by powiedzieć: „Król jest nagi”. W ubraniu pozostałby tylko Napoleon Tytus Habakkuk Mmaa. Termit nauki, termit czynu. Uparty, konsekwentny, gotowy do najwyższego poświęcenia, który „nie myślał pozwolić komukolwiek dmuchać sobie w humus”. Ale także samotny i bezradny wobec rzeczywistości. Jak my wszyscy.

Napisany 70 lat temu Wykład profesora Mmaa jest powieścią świeżą. Koncept, który wybrał Themerson jako formę przekazania prawdy o człowieku i zajmowanym przez niego miejscu we wszechświecie, bawi, ale jednocześnie skłania do zastanowienia. Tak, to nasz świat, to my. Dręczymy się wzajemnie, zajmujemy się rzeczami zbędnymi, uprawiamy sztukę dla sztuki, pozwalamy innym podejmować za nas decyzje, cierpimy na niemoc czynu i nie dostrzegamy ani swojej śmieszności, ani głupoty. Jesteśmy lemmingami. O, przepraszam, termitami. Wszystko jedno. Tworzymy reżim razem z tymi, na których chcemy się skarżyć. Z powodu wychowania, edukacji, wiary, lenistwa, przyzwyczajenia…

Zakończeniem historii jest nabój dynamitowy wetknięty w kopiec termitów.

Wykład profesora Mmaa polecam ciepło Panu Dziennikarzowi,  by mógł zabłysnąć mówiąc: „nie wiem kto jest premierem Izraela, ale wiem kim jest Profesor Mmaa”; polecam także Wszystkim, którzy nie boją się czytać,  myśleć i dociekać. 

Cytaty z „Wykładu Profesora Mmaa” Stefana Themersona w przekładzie Magdaleny Słysz